Pomysł na oczko wodne umieszczone w drewnianej palisadzie, na podwyższeniu, w dodatku w towarzystwie zarówno stromego wysokiego skalniaka, jak i ogniska, wydawał się mocno chybiony. Ale o dziwo, wszystko zagrało, całość konstrukcji znakomicie się sprawdziła na przestrzeni wielu już lat, no i przede wszystkim nic się nie zawaliło. Poza paroma drobnymi w zasadzie przeróbkami typu wymiana części palisady na kamień, czy zmiany w obsadzeniach niewiele się zmieniło. Tylko wszystko jest większe:
Jedyną rzeczą, z której nie jestem zadowolona to posadzenie na skarpie zimozielonego bluszczu. Sam w sobie bluszcz był fajny i ładnie zadarnił ziemię. Chwastów nie trzeba już było wyrywać, ale za bardzo się rozrósł i oprócz standardowego przycinania trzeba go było ściągać z leszczyny „Contorta”, płotu, a co gorsza spomiędzy rosnącego nad oczkiem clematisa „Nelly Moser”, irgi i szydlastych floksów. Zdławił też ładne dzwonki, houstonię i ozdobne oregano. Noszę się z zamiarem dosłownego wytargania go z ziemi. Może się uda – chciałabym go zachować tylko w paru fragmentach.
Natomiast tytułowy powojnik – clematis „Nelly Moser” okazał się bardzo odporny zarówno na wczesnowiosenne przymrozki, jak i na silne zdławienie przez bluszcz. Ma już 15 lat, rośnie w tym samym miejscu i ma silna konkurencje, ale dalej znakomicie kwitnie i w miarę możliwości usiłuje się rozrastać :))
Komentarze
Brak komentarzy