W moim ogrodzie zaskakiwało mnie wiele różnych rzeczy, i miłych, i takich raczej niepożądanych. Ponieważ nie bardzo chcę dzisiaj opisywać skutki letnich burz czy inwazji ślimaków, skupię się na tych przyjemniejszych.
Z radoscią powitałam parę lat temu wyrastające niespodziewanie, bo bynajmniej nie posiane przeze mnie naparstnice; miło zostały też przyjęte siewki berberysów i cisów. Bardzo się ucieszyłam z wysiewających się clematisów, co opisałam jakiś czas temu na stronie.
Wszystko przebił jednak maluteńki początkowo krzaczek pomidora, wyrastający w szczelinie schodów ogrodowych. I to tuż przy murze. Między murem i schodami! Nie moglam uwierzyć wlasnym oczom, ponieważ krzaczek pomidora w donicy, otrzymany w zeszłym roku od mamy, zginął dosyć szybko powalony popularną wsród pomidorów zarazą. Nasionko najwyraźniej pochodziło od niego; przezimowało i się ukorzeniło, właściwie nie bardzo wiem w czym, ponieważ w tym miejscu praktycznie nie ma ziemi Na jesień zamierzam to dokładniej zbadać, teraz jednak nie będę ruszała tego cudu przyrody.
A pomidorek rośnie, i ma się całkiem dobrze. Zasilały go najprawdopodobniej nawozy spływające z postawionych obok donic. Teraz mamy własne, niespodziankowe mini pomidorki :)))
Komentarze
Brak komentarzy