Wiele razy przymierzałam się do uprawy lawendy w ogrodzie. Wydawało mi się to niezwykle prostą i łatwą rzeczą: sadzi się lawendę w słonecznym miejscu, nawozi, a ona rośnie i kwitnie .. No cóż, może nie tak do końca.. Lawenda rosła mi i kwitła pięknie w pierwszym, góra drugiem roku, a później…. albo lekko przymarzała i słabiutko odrastała, albo rosła coraz gorzej i marniała. Przypisywałam to rosnącemu zacienieniu ogrodu, jednak i w słońcu nie było jej za dobrze.W zeszłym roku postanowiłam spróbować jeszcze raz i przyjrzeć się dokładniej jej wymaganiom. Okazało się, że wcale nie chodziło o słońce, a przymrozki nie były takie groźne po okryciu jej stroiszem ze świerków (zresztą można ją okryć i włókniną). Kluczem do sukcesu okazał się być rodzaj gleby. Moja była za kwaśna. Poprawiłam ją dolomitem i rozluźniłam dodając nieco piasku. Na wiosnę nieco podwapnowałam. I krzaczki od razu poweselały, coraz ładniej się zagęszczając i lepiej rosnąc. I nawet w niepełnym słońcu mam taki krzaczek – też się zagęszcza, a nawet będzie kwitł!
Mam nadzieję, ze w przyszłym roku lawendy będą jeszcze ładniejsze.
Dokładniej o wymaganiach lawendy piszę w dziale „Krzewy liściaste„ – bo lawenda jest własnie takim malutkim krzewem, a właściwie to krzewinką.
Namalowałam ją tez na paru obrazach, i myślę, że nie jest to moje ostatnie słowo w tym temacie 😉
Komentarze
Brak komentarzy