Gdy po świątecznej przerwie znów zaczynają się zwykłe dni, a zimowe dekoracje nieco się już opatrzyły, zaczynam znowu myśleć o kwiatach. Na wiosnę jest jeszcze za wcześnie, a krokusy i żonkile wobec śniegu czy chlapy za oknem wydają się być nieco nie na miejscu bo jeszcze jakby za wcześnie… wtedy przypominam sobie o storczykach, z których najbardziej lubię phalenopsisy – o niezawodnych motylich storczykach. Czemu piszę: niezawodnych? Ponieważ okazały się one całkiem łatwe w hodowli, a przy tym niezwykle długo utrzymują kwiaty.
Zaaranżowałam je tym razem w bardziej nowoczesnym stylu, ale wciąż z pasującymi do nich kolibrami, co okazało się bardzo udanym połączeniem. A przynajmniej mi się podoba, a o to przecież chodzi :)))
Co do samego storczyka – phalenopsisa, to mam jeszcze kilka uwag co do jego uprawy:
Jak się zdążyłam przekonać, przez jakiś czas (byle nie za długo) phalenopsis, zwany też motylim storczykiem ze względu na kształt kwiatów) – całkiem dobrze radzi sobie prowadzony w wodzie, o ile korzenie nie są nią całkowicie zalane – najlepiej jak część zwisa sobie swobodnie, jak na namalowanym przeze mnie obrazie… Mam tez takiego storczyka w bardziej miniaturowej odmianie w szklanym ozdobnym słoju.
Orchideę podlewam, jak korzenie z wierzchu zaczynają lekko wysychać; najlepiej jak rośnie w specjalnej osłonce, dzięki której ma wilgotno pod korzeniami, ale nie moczą się one zbyt długo w wodzie. I tak rośnie jakieś 12 kwiatków.
Mimo to faktycznie hoduję tylko dwa storczyki w samej wodzie; zobaczę, jak sobie będą radzić. Jeden jest we wspomnianym słoju, drugi w…porcelanowym dzbanku, który stracił pokrywkę. Nawożę je tam od czasu do czasu, jest tak od jakiegoś roku i nawet kwitnią..:)sama w to ledwo wierzę, no ale tak jest:))
Komentarze
Brak komentarzy