Pod koniec sierpnia tego roku z niepokojem zaczęłam się przyglądać małemu szpalerowi bukszpanu tworzącemu nieduże obramowanie skarpy przy schodkach. Myślałam, że zaatakowały go jakieś mszyce, więc poprosiłam męża o wykonanie odpowiednich oprysków. Później zaczęło się nam wydawać, że to może przędziorki zaczynają je jakoś wysysać, bo zrobiły się jakby nieco bledsze. Gdy w końcu sierpnia zaczęły gwałtownie schnąć również inne krzaczki mirtów, i to nie tylko u nas, ale i u sąsiadów, i w innych miejscowościach, zrozumiałam, że to jakiś poważniejszy problem. Szkodnikiem okazały się duże jaskrawozielono – czarne gąsienice ćmy bukszpanowej – azjatyckiego motyla, który przybył do nas prawdopodobnie z sadzonkami bukszpanów i błyskawicznie się rozprzestrzenił. Szczęściem w nieszczęściu jest fakt, że ćma bukszpanowa atakuje tylko bukszpany, bo nie wyobrażam sobie, co by było, gdyby przerzuciła się na inne rośliny!!!!
Niestety, nasze środki do opylania nie poskutkowały mimo naprawdę obfitego spryskania roślin, a krzaczki były już tak osłabione, że niestety nie udało się ich odratować.
Z wielkim żalem wykopaliśmy je i spaliliśmy. A szkoda, gdyż ich łupem padła wiewiórka, żywopłocik w formie nieregularnych kul i parę fajnych strzyżonych okazów, które zamieszczam poniżej na pamiątkę:
Komentarze
Brak komentarzy